18 stycznia 2019

Cateringowy biznes byłej manager

Pani Dagmara Nowakowska udzieliła wywiadu. Z dyrektorskiego stołka przeszła do cateringu.
Twierdzi, że ludzie mogą oszczędzać na wszystkim, ale nie na jedzeniu. Z takiego założenia wyszła Pani Nowakowska, która od maja tego roku dostarcza domowe obiady do biur w Warszawie. 
Jeszcze kilka miesięcy temu była dyrektorem wydawniczym w niemieckiej firmie. Postanowiła rzucić etat  i przebranżowić się. Poniżej przeczytasz o jej zmaganiach z rynkiem i biurokracją.  


Praca w wydawnictwie kontra catering


Odpowiadała za najważniejszy dla wydawnictwa miesięcznik „Claudia" i zarabiała ponad 20 tys. zł miesięcznie. Odeszła po konflikcie z prezesem wydawnictwa, Niemcem Ołiverem Voigtem. Nie miała żadnej oferty pracy, ale wiedziała, że nie chce już pracować na etacie. Wspólnie z koleżanką postanowiły dostarczać do biur tanie obiady.

Cały proces rejestracji firmy i zdobywania zezwoleń trwał trzy miesiące. Wynajęły od spółdzielni mieszkaniowej na Żoliborzu lokal o powierzchni 84 mkw. Czynsz jest niewielki, około 600 zł miesięcznie, jednak adaptacja i wyposażenie kosztowały 50 tys. złotych. 

Musiały wydzielić aż siedem pomieszczeń. Zatrudnia dwóch kucharzy, na razie na umowę-zlecenie - mówi Nowakowska. Płaci im prawie średnią krajową. Zatrudnia również osobę rozwożącą posiłki własnym samochodem. Pierwszych klientów zdobywała wśród znajomych z działu promocji wydawnictwa Axel Springer, w którym kiedyś pracowała. 


Rozwój biznesu


Zaczęło się od ośmiu obiadów dziennie. Po kilku tygodniach sprzedawała blisko 40, głównie w biurze Axel Springer, ale też w PKO BP, operatorze telefonicznym NOM i firmie Aratus. Zostawia menu w recepcji biurowców i w ten sposób zdobywa klientów. Jesienią chce zaproponować obiady prywatnym gimnazjom na Żoliborzu. Przygotuje dla dzieci mniejsze i tańsze porcje po 6 zł. Ceny są stałe: za zupy 3,5 zł, drugie danie 10 zł, danie tygodnia (np. naleśniki) 7,5 zł. Ceny ma niskie, więc inwestycje jeszcze się nie zwróciły. Ba, jeszcze nawet nie zarabia.
Zyski będzie miała, gdy dociągnie do 60 obiadów dziennie. Ale jest optymistką. -Jeszcze paru klientów i za rok wyjdę na swoje - mówi. Pozostaje życzyć sukcesów i wytrwałości po przejściu na swoje.

2 komentarze:

  1. Oby wystarczyło tej pani wiedzy i samozaparcia. Przedsiębiorczość to nie to samo co ciepła kobieca posadka w korporacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Produkt dość niszowy, nie mniej jednak życzę szczerze rozwoju i powodzenia.

    OdpowiedzUsuń